Uwłaczające fizjoterapeutom zarobki w systemie refundowanym są wyrazem pogardy dla naszej ciężkiej pracy i wysokiego wykształcenia. Nie jest pocieszające, że w podobny sposób państwo Polskie traktuje inne zawody. Jest to pochodną polityki ery socjalizmu. W przypadku nas, fizjoterapeutów dodatkowym źródłem obecnego stanu była długoletnia słabość naszego głosu w tzw. przestrzeni publicznej. Większość lekarzy rehabilitacji troszczyła się o własne pieniądze i do tej pory nie jest im “na rękę” wzrost naszego znaczenia i wynagrodzenia. W ich ocenie im będzie trzeba odjąć, żebyśmy zarabiali więcej. Wszyscy wiemy, czym są “kominowe” dochody tzw. lekarzy pieczątek, którzy wiszą tylko na systemie refundowanym. Trwają i zarabiają w najlepsze w poradniach, w których fizjoterapeuci pracują ciężko za najniższą krajową. Podobnie jest w uzdrowiskach, gdzie w pierwszym dniu turnusu ściąga się pospolite ruszenie lekarzy, aby rozpisać w czasie 5 minutowych wizyt “indywidualne plany rehabilitacji”. W wielu oddziałach rehabilitacyjnych dzieje się podobnie. Ta demoralizacja wytworzona na zapotrzebowanie chorego systemu zaraz się skończy. Nawet urzędnicy widzą jego degenerację, a i spora część środowiska medycznego jest zbulwersowana tą sytuacją.
A co najważniejsze to i pacjenci nie widzą sensu w takim działaniu. Bo dlaczego fizjoterapia refundowana nie pomaga tak jak ta płacona z innej kieszeni?
Nie oszukujmy się jednak. Aby podnieść radykalnie zarobki fizjoterapeutów nie wystarczy dokonać tylko tej jednej zmiany. Nie wystarczy także tylko głośno krzyczeć i robić demonstracje. Kiedyś, jeden z Marszałków Sejmu powiedział mi wprost: drogi panie, daliśmy sobie radę z protestami górników, taksówkarzy, pielęgniarek i strajkiem policji, więc z całym szacunkiem “dajcie sobie spokój”, bo nikt się was nie przestraszy. Już ponad 3 lata temu wspólnie ze związkami zawodowymi nakreśliliśmy krótko i długoterminowe działania, których celem jest radykalne podniesienie zarobków. Strajk jest w tym planie ostatecznością, ale nie z punktu widzenia prawa, tylko z punktu widzenia skuteczności działania. Uważam i nie tylko ja tak myślę, że strajk fizjoterapeutów jest z góry skazany na niepowodzenie. Nasza droga musi być inna.
Moim zdaniem, pierwotną wartością jest i będzie wytworzenie szacunku dla pracy fizjoterapeuty. Wiedza o wartości tego co robimy wśród decydentów, pacjentów i środowiska medycznego jest niezbędna dla podniesienia prestiżu fizjoterapii jako jednej z podstawowych form leczenia pacjentów. Tym się właśnie zajmuje za wasze pieniądze KIF. System musi przestać “widzieć” nasze usługi jako zabiegi do wykonania, a nas w roli biernych wykonawców.
Pacjenci powinni domagać się bezpośredniego dostępu do nas. Do wizyty podczas, której usłyszą poradę i otrzymają pomoc w postaci konkretnych procedur fizjoterapii. Tylko taka sytuacja (która z powodzeniem funkcjonuje w prywatnym obszarze) może trwale wygenerować podwyżki w systemie refundowanej fizjoterapii.
Zarobki fizjoterapeutów są pochodną ceny świadczonej usługi. Pieniądze biorą się z wyceny usługi. Walka o zwiększenie wycen, a przede wszystkim o zmianę systemu rozliczeń jest priorytetem Krajowej Izby Fizjoterapeutów. Nikt nas w tym nie wspiera, bo inni koncentrują się głównie na zabezpieczeniu swoich interesów. To jednak nie powoduje, że zwalniamy. Robimy to z pełnym przekonaniem, że wkrótce dokonamy zmiany w systemie. Dokładanie do starego systemu opieki ambulatoryjnej, który wycenia poszczególne procedury, nie jest dobrym rozwiązaniem. O ile jest to zasadne w lecznictwie zamkniętym, o tyle w lecznictwie otwartym muszą pojawić się całkowicie inne zasady i konieczna jest reforma. Podwyżki dla fizjoterapeutów pracujących w oddziałach szpitalnych, czyli w tzw. opiece ostrej podlegają innym zasadom rozliczania i są częścią ceny za całą hospitalizację pacjenta. Mam wiele sygnałów z różnych części Polski, że w tych właśnie oddziałach zarobki zaczęły systematycznie wzrastać. Szpitalom opłaca się skracać czas hospitalizacji pacjentów dzięki fizjoterapii, ponieważ dostają od NFZ pieniądze za leczenie pacjenta z konkretną jednostką chorobową, a nie za każdy dzień jego pobytu w szpitalu. Dzięki skróceniu pobytu pacjentów i uniknięciu powikłań można przyjąć większą liczbę pacjentów i szpital może zarobić więcej pieniędzy. A do skrócenia czasu hospitalizacji przyczyniają się w głównej mierze fizjoterapeuci. Koszt ich zatrudnienia jest bardzo niewielki w porównaniu z zyskami, które mogą wygenerować dla oddziału. W związku z tym, zatrudnia się fizjoterapeutów w oddziałach, w których nie wymaga ich nawet umowa z NFZ. Oczywiście w wielu szpitalach “słabowici intelektualnie” dyrektorzy jeszcze nie dostrzegli tej zależności. Można zatem stwierdzić, że pewna część naszego systemu opieki zdrowotnej zaczęła zauważać ogromny benefit płynący z pracy fizjoterapeuty i zaczyna niejako inwestować w tę pracę. Koleżanki i koledzy pracujący w takich oddziałach jak oddziały udarowe, ortopedie,
OIOM-y (i inne, w których NFZ wymaga naszego zatrudnienia) muszą poprosić dyrekcję o rachunek zysków i strat danych oddziałów, żeby zobaczyć jaka jest ich rzeczywista kondycja finansowa. Bardzo często zarabiają pokaźne kwoty generując dla szpitali zyski. Trzeba się wtedy upomnieć o swoją część tego zysku.
Ile jeszcze przed nami? No jeszcze spory kawałek…. Zarobki w systemie refundowanym są pochodną innych ważnych elementów, takich jak poprawa stanu pacjenta, efektywność, jakość obsługi, konkurencyjność podmiotów leczniczych i innych, które w Polsce zaczną dopiero funkcjonować w przyszłości. A podwyżki? Podwyżki będą.