Zawsze uważałem, że człowieka lepiej opisuje to co robi, niż to co mówi. Słowa są oczywiście ważne, ale ważniejsze i dowodzące o prawdziwych celach są działania. Odkąd jestem w Izbie ciągle muszę tłumaczyć i wyjaśniać po co coś robię, czego nie robię i czemu, a dlaczego nie inaczej…
Dziś chcę napisać po co to robię. Jak widzę nasz zawód w przyszłość, dokąd dążę i z jakim celem podejmuje działania w Izbie.
Ważne jest to, żebyśmy nie zachłysnęli się tym co mamy, ale rozumieli też czemu służą zmiany. Dla mnie kluczowe jest rozwijanie i formalne usankcjonowanie nowych kompetencji. Wiem, że wiele z kompetencji faktycznie mamy, jednak nie możemy z nich korzystać, bo formalnie tego nie umiemy, nie wiemy, nie mamy prawa… Absurd. Wielu z nas potrzebuje do dobrego diagnozowania badań podstawowych, ale nie możemy ich zlecać. W zasadzie nie rozumiem czemu.
Podobnie rzecz ma się ze zwolnieniami. Trafiają do nas osoby z problemami wynikającymi z przeciążeń, czasami w stanie, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Jest dla mnie naturalne, że powinniśmy mieć prawo wystawiania zwolnień. Żeby ta wizja była możliwa, żeby nasza pełna samodzielność stała się faktem musimy wzmacniać naszą pozycję w systemie. Po to dokumentacja medyczna, po to wzmacnianie pracy indywidualnej, po to wzmocnienie monitorowania efektów terapii i presja na sposób rozliczania w oparciu o czas pracy, a nie procedury. Dlatego myślę, że konieczne są zmiany w obszarze specjalizacji. Dzisiejsza jednak jest niewystarczająca. To wszystko, krok po kroku gruntuje naszą pozycję w opiece zdrowia.
Dla mnie bardzo ważne jest mówienie na temat tego czym się zajmujemy. Pokazywanie naszej pracy. W prostej formie, społecznie zrozumiałej. Ale i pokazywanie w wymiarze medycznym opartym na dobrej jakości dowodach naukowych. Obie te formy mają wzmacniać świadomość i naszych potencjalnych pacjentów, ale i partnerów wykonujących inne zawody medyczne, jak i urzędników i decydentów na różnych szczeblach.
Mam wizję, że fizjoprofilaktyka stanie się jednym z głównych narzędzi zdrowia publicznego. W tym celu najlepszą formą współpracy jest zacieśnianie współpracy z samorządami lokalnymi. To one posiadają najlepszą pozycję do realizowania takich programów. Są blisko ludzi i znają lokalną specyfikę. To jedno z ich zadań i mogą pozyskiwać na ten cel różne fundusze. To bardzo ważne. Do tej pory, przed erą samorządu zawodowego nasze środowisko nie miało relacji z władzami lokalnymi. Kontakty miały poszczególne osoby, które wykorzystywały tę relację do ułatwienia prowadzenia własnych biznesów. O nasze środowisko jako całość nikt nie dbał, stąd czasami pojawiały się programy, które nie zauważyły, że jest Ustawa o zawodzie fizjoterapeuty. Dziś samorządy o wiele chętniej z nami pracują, korzystają z naszego wsparcia i wiedzy.
Na wszystko to nakłada się kwestia finansowania fizjoterapii. Dziś jest ona skrajnie niedofinansowana. Wkurza mnie to, że wciąż wolimy leczyć powikłania niż im zapobiegać, m.in. przez właściwą rehabilitację. Koszty są nieporównywalne… Niedoceniana fizjoterapia wciąż nie może liczyć na właściwą wycenę. Klnę pod nosem, bo widzę, że czasami sobie świetnie sami blokujemy tę realną wycenę. Do walki o wycenę fizjoterapii włączamy lekarzy rehabilitacji, którzy jeszcze do niedawna (a niektórzy nadal i dziś) odmawiali nam samodzielności. Część z nas nie rozumie, że jedyną stroną, która na tym korzysta są właśnie lekarze.
Myślę, że bez zmian systemowych i reformy, która już się zaczęła (choć toczy się powoli i ewolucyjnie) będzie nam trudno o adekwatną wycenę. Adekwatną, czyli w przypadku niektórych świadczeń, np. pracy stacjonarnej w obszarze neurologii o 300 proc, w przypadku opieki domowej podobnie. Zamiast śnić sny o potędze fizjoterapii robię wszystko by wizja silnego, samodzielnego fizjoterapeuty z kompetencjami i uprawnieniami adekwatnymi do naszego wykształcenia i wiedzy stała się rzeczywistością.