Część zna mnie jako prezesa Krajowej Rady Fizjoterapeutów. Większość również w innych moich wcieleniach. I całe szczęście. Bo prawdziwy ja to także syn, ojciec, mąż, dziadek, wykładowca, fizjoterapeuta pracujący z pacjentami, przełożony, podwładny, autor artykułów i mam wrażenie, że oddany kumpel.
Postanowiłem otworzyć bloga, żeby pokazać kim jestem. W tym miejscu chcę pisać, to co myśli, jak żyje i pracuje Maciek z Podkowy, a nie prezes właśnie. Pojawiające się tutaj opinie, sądy i przemyślenia mają charakter prywatny. Chciałbym, żebyście mogli poznać mnie bliżej. Ktoś powie, że przed wyborami… No jasne! Kiedy będzie lepszy moment? Pandemia uniemożliwia mi spotkania i rozmowy bezpośrednie. A mam dość czytania, tego co podobno myślę, mówię czy robię.
Suma moich doświadczeń życiowych, także tych prywatnych, ukształtowała mnie jako fizjoterapeutę. Prywatne doświadczenia najlepiej otwierają oczy na wiele spraw. Niektórzy się dziwią, kiedy dowiadują się, że jestem wciąż czynnym fizjoterapeutą. Nie jestem zawodowym urzędnikiem. Nie chce się „oderwać” od zawodu, od codziennych bolączek medyka w publicznej ochronie zdrowia. Praca z pacjentami motywuje i napędza. Od dziecka skrzydeł dodają mi ludzie, nie “sprawy”. To samo dotyczy niepowodzeń: najtrudniej przeżywam przykrości spotykające moich bliskich, przyjaciół. Czasem nie jestem w stanie pogodzić się z problemami koleżanek i kolegów fizjoterapeutów. To przyczyna, dlaczego tak dobrze odnalazłem się w grupie innych, podobnych do mnie, szalonych ludzi, którym zamarzyła się niezależność zawodowa fizjoterapeutów w Polsce. Życie nauczyło mnie, że trzeba być cierpliwym i wierzyć we własne siły, oddawać więcej niż brać, na równi szanować starszych i młodszych, doceniać cudzą pracę i fachowość, a pokorę przerywać w odpowiednim momencie dumnym podnoszeniem głowy.